Witam po letniej przerwie i pod lekko zmienionym tytułem. Postanowiłem go zmienić z dwóch powodów. Po pierwsze - zdałem sobie sprawę, że jestem czysty żywy amator i nie mam papierów na robienie statystyk. Jak nie mam papierów, to znaczy, że de facto w tym zakresie kłusuję. A po drugie - w każdym odcinku zamierzam polować. Polować na tych, którzy będą winni fatalnych wyników Polaków. Jeśli takie oczywiście będą, czego nikomu nie życzę. Ponieważ do polowań papiery są potrzebne szczególnie, a w tym zakresie również ich nie posiadam, jestem kłusownikiem wręcz kwalifikowanym. Kłusownikiem - recydywistą, rzekłbym. Tyle tytułem wstępu związanego ze zmianą nagłówka cyklu.
A teraz do roboty. Jak zawsze w inauguracyjnym odcinku będzie długo i nieszczęśliwie. Po Lillehammer jest tak:

1.

Niesamowite otwarcie zaliczył Seweryn Freund. Nie dość, że został w sobotę pierwszym liderem cyklu, to jeszcze doczekał się samych jubileuszy. Trzecia wygrana, dziesiąte podium i dwudziesty raz w dziesiątce. W niedzielę Niemiec, startując w swoim osiemdziesiątym konkursie, z lekka nawalił, ale ja bym tak chciał co drugi konkurs wygrywać :).

2.

Sobotni zdobywca drugiego miejsca, Thomas Morgenstern, żadnych "okrągłości" w tym dniu nie zaliczył. Za to w niedzielę już tak. Punktował bowiem w 220-tych zawodach w życiu. Aż 163 z nich zakończył w czołowej dziesiątce. Tylko w czterech przypadkach zawodnik z Austrii nie zdobywał punktów w konkursie. Nikt nie ma pod tym względem lepszego współczynnika.

3.

Po raz 130-ty w czołowej dwudziestce zawodów znalazł się w sobotę Anders Bardal. Był to jednocześnie jego 225-ty start w konkursie PŚ. W niedzielę Norweg zdobył punkty po raz 175-ty. I po raz 65-ty znalazł się w czołowej dziesiątce konkursu. W następnym odcinku o innym jego jubileuszu. Dzisiaj mu jeszcze do niego trochę brakuje.

4.

Fantastyczny comeback Jacobsena. Dwa razy czwarty, łącznie już 65 obecności w czołowej dziesiątce. Jak tak dalej pójdzie, to zaprzeczy teorii "nikomu niepotrzebnych powrotów".

5.

Cudowny debiut Niemca Wellingera. Prawdziwe wejście smoka. W niedzielę poprawił jeszcze prawym prostym. Ale pomału, zobaczymy, jak się sprawy potoczą. Ogólnie jednak trzeba napisać tak: ekipa Schustera zrobiła w Lillehammer pierwszorzędne wrażenie. Podobnie jak kilka innych ekip. Nie to, co Kruczek i jego sierotki Marysie.

6.

W sobotę Kim Rene Elverum Sorsell po raz dziesiąty, a Juta Wataze po raz 35-ty nie przebrnęli kwalifikacji.

7.

Fannemel w sobotę po raz piąty w dziesiątce i po raz dziesiąty punktował. Co ciekawe, jak już punktuje, to porządnie. Jeszcze nigdy nie znalazł się w trzeciej dziesiątce konkursu. W niedzielę dołożył do tego wszystkiego pierwsze podium. Być może rośnie nowa, niedmuchana, gwiazda skoków.

8.

Kasai ustanowił przedwczoraj kolejny rekord. To już 24-ty sezon, w którym zdobył pucharowe punkty. Nie wiem, ile ich, i czy w ogóle jeszcze, zdobędzie, więc spieszę donieść, że właśnie przekroczył granicę 9400. O dokładnie sześć oczek.

9.

Piąty raz w życiu punktował w sobotę Słoweniec Jaka Hvala. A w niedzielę uzyskał najlepszy wynik w karierze (siódme miejsce*) i trzeci już raz w ciągu roku trafił do czołowej dziesiątki konkursu. Tak się różni prowadzenie słoweńskich juniorskich wicemistrzów świata od ich polskich odpowiedników. Ale to tak tylko na marginesie z pozdrowieniami dla Kruczka et consortes.

10.

Ammann zanotował na tegoroczną inaugurację 270-ty konkursowy występ. 230 z nich, licząc już start niedzielny, zakończyło się zdobyciem punktów.

11.

Jak już jesteśmy przy AmmannieKasaim. Po niedzielnym konkursie doszło do bardzo rzadkiej, szczególnie na tym poziomie punktowym, sytuacji. Helwet zrównał się z Japończykiem zdobytymi pucharowymi punktami. Obaj mają ich od wczoraj na koncie po 9432. Tyle że Ammann potrzebował na to 271 konkursowych startów, a Samuraj 413-tu.

12.

Fettner punktował na mniejszej skoczni po raz sześćdziesiąty. Przez cały poprzedni sezon ani razu nie udało mu się wejść do dziesiątki, a tu proszę - od razu siódmy. To jego piąty wynik w pucharowej karierze. Przy czym, żeby być ścisłym, siódmy był wcześniej jeszcze trzy razy. Niedziela potwierdziła, że jest w znacznie lepszej formie, niż w sezonie poprzednim.

13.

Takeuczi znalazł się w sobotę po raz dziesiąty w dziesiątce. Ale na podium był tylko raz: w zeszłym sezonie w Innsbrucku. Za to w niedzielę obchodził same okrągłości. 95-ty konkurs, sześćdziesiąte punktowanie i do tego dwudziesty raz w drugiej dziesiątce. W ogóle na te jego 60 punktowań składa się dziesięć bytności w pierwszej, dwadzieścia w drugiej i trzydzieści w trzeciej dziesiątce zawodów. W 35-ciu konkursach nie udało mu się zdobyć punków.

14.

Ingvaldsen po ponad półtora roku przerwy zdobył wreszcie punkty. Niewiele, bo siedem, ale to w końcu o całe siedem więcej, niż w poprzednim sezonie :). W niedzielę punktów nie zdobył, ale naszego lidera wyprzedził. A on się przecież nie mieści w dziesiątce najlepszych Norwegów. To tak prezesowi Tajnerowi pod rozwagę, jak będzie w studio opowiadał Kurzajewskiemu bajki o naszej sile.

15.

Kamil Stoch, jak go już wywołałem, też obchodził mały jubileusz. Punktował przedwczoraj po raz 105-ty. Tyle, że ostatnie wśród punktujących miejsce zajął dopiero po raz drugi. Pocieszmy się, jeżeli komuś to może poprawić humor, że to i tak czwarte najlepsze wejście Stocha w sezon w karierze. Lepiej debiutował tylko w zeszłym, 2009 i 2005 roku.

16.

Natomiast najgorszy od pięciu lat start w sezonie zanotował Roman Koudelka. Na inaugurację 2007/08 nie przebrnął w Kuusamo kwalifikacji. Potem co roku, aż do soboty, regularnie w pierwszych zawodach sezonu punktował. W niedzielę, w swoim 130-tym podejściu do Pucharu, Roman Koudelka, po raz 25-ty dostając się do konkursu głównego, nie zdobył punktów.

17.

Robert Kranjec też miał przedwczoraj powód do "świętowania". Był to już jego osiemdziesiąty konkurs, kiedy znalazł się poza finałową trzydziestką.

18.

Sobotnie „ostatki”:
  • Velta po raz dwudziesty znalazł się w dwudziestce. Żeby było śmieszniej, skończył na dwudziestym miejscu;

  • 75-ty raz w drugiej dziesiątce zawody ukończył Michael Neumayer. Był to jednocześnie jego 190-ty występ w głównym konkursie PŚ;

  • Hayboeck po raz piąty w dwudziestce. Przy okazji: niedzielny 25-ty konkurs główny Hayboecka punktów mu nie przyniósł. Podobnie jak jedenaście innych. Ale bilans w tym zakresie ma Austriak nadal dodatni. Prowadzi jednym oczkiem, ale zawsze.

19.

Dawid Kubacki wyrównał w sobotę swój najlepszy wynik z poprzedniego sezonu. Był w konkursie 34-ty. Trzyma poziom, znaczy. Było to jego jubileuszowe, trzydzieste podejście do konkursu. Trzynaście razy nie przebrnął kwalifikacji, siedemnastokrotnie nie wszedł do serii finałowej zawodów głównych. Gdyby to nie pachniało groteską, to możnaby rzec: ŁADNY WYNIK. Dzień później kolejną trzydziestkę występów w PŚ Dawid Kubacki rozpoczął tradycyjnie.

20.

Na jubileuszowo skakał też w sobotę starszy Miętus. Konkurs na średniej skoczni w Lillehammer był piętnastym, w którym nie zdobył punktów. Do soboty startował raptem w 27-miu. W osiemnastu bowiem innych przypadkach przebrnięcie kwalifikacji przekraczało jego ówczesne możliwości. Dodajmy, że w niedzielę Krzysztof bronił naszego honoru. Jeśli w ogóle honorowym jest posiadanie jednego zawodnika w trzydziestce. Ale o to trzeba by zapytać Kruczka. Ciekawe, co pan trener w temacie uważa.

21.

Najgorszy w historii jego startów w Pucharze występ Jandy. Jeszcze nigdy w jeden weekend nie odpadał dwukrotnie w kwalifikacjach. Chyba ten zapowiadany zewsząd koniec świata rzeczywiście blisko.

22.

Na 102 spisał się w niedzielę rodak Jandy Jan Matura. Po raz 102-gi nie zdobył bowiem punktów w konkursie głównym. Dzień wcześniej też nie zdobył. W ogóle dobrze, że istnieją Czesi, bo nie wiem, na kogo mógłby się wtedy powoływać Kruczek, jeśli go ktoś zacznie od poniedziałku haczyć o wyniki. Jednak warto mieć dobrych sąsiadów.

23.

Niedzielny konkurs był czterdziestym w karierze Maćka Kota. Miejmy nadzieję, że inne jubileuszowe będzie wspominał znacznie przyjemniej. I może na ten temat wystarczy.

24.

Jeżeli chodzi o 66 konkursów, w których do tej pory startował Żyła, to po konkursach w Lillehammer jest remis. W 33-ch zdobywał punkty, w 33-ch nie. Jak się można domyślić, relacja ta przed zawodami w Norwegii wyglądała nieco bardziej okazale.

25.

Od niedzieli Prevc ma w CV start w 55-ciu konkursach głównych, z czego w aż 45-ciu punktował. Na osiem zawodów, które skończył w dziesiątce, aż dwa miały miejsce w ten weekend. Będzie mocny tej zimy.

26.

Po raz trzydziesty punktował wczoraj młody Tepes. Po raz piąty kończył w czołowej 10-tce. Co ciekawe, jak już się tam znajdzie to jest albo ósmy, albo dziewiąty*. Godna uwagi stabilność :)

27.

Tak piszę o tych Słoweńcach i mnie coraz bardziej diabli biorą. Tylko że tam się nikt nie litował nad trenerem, który nie miał sukcesów. Pożegnali i cześć. Wzięli Gorana z jajami i na efekty nie trzeba było długo czekać. Żeby u nas się tak stało, to najpierw musiałoby odejść narciarskie Lato. A to, pomimo czającej się za węgłem zimy, jest równie prawdopodobne jak trzęsienie ziemi w Wiśle. W narciarstwie nie widać choćby jednego Bońka. Dobra. Jedziemy dalej.

28.

Władimir Zograwski zmęczył wreszcie w niedzielę barierę stu punktów wywalczonych w Pucharze w karierze. Ma ich teraz całe 110. Potrzebował na to, licząc starty w konkursach oraz nieudane kwalifikacje, pięćdziesięciu podejść. Ktoś mówi, że dużo? Niech to porówna z osiągami niektórych naszych reprezentantów. A to my pono, przynajmniej dla Bułgarów, kolebka skoków.

29.

W niedzielę po raz dziesiąty w konkursie nie punktował Atle Pedersen Roensen. W przeciwieństwie do kilku naszych zdarza mu się jednak punkty zbierać. Jak dotąd siedmiokrotnie.

30.

Pierwsze punkty w życiu zdobył w Lillehammer Swensen. W piątym konkursowym podejściu. Ucz się pan, panie Kubacki.

31.

Richard Freitag po raz dziesiąty znalazł się w niedzielę w drugiej dziesiątce. W pierwszej był już dwa razy częściej.

32.

W swoim niedzielnym setnym starcie w PŚ, z czego na konkursy główne przypadło 65, Juta Wataze po raz 25-ty punktował. Męczy się strasznie i nie może zmóc trzystu pucharowych oczek. Brakuje mu jeszcze sześciu.

33.

135-te pucharowe podejście Colloredo zaowocowało 55-tym niefartem, jak chodzi o pucharowe punkty. Ale bilans ma dodatni, 58 razy punkty zdobył.

34.

Trzydzieste podejście do PŚ Boyda-Clowesa. Mimo dwóch tragicznych występów jego bilans jest znacznie lepszy od Kubackiego. Cztery razy zdobywał konkursowe punkty. Razem ma ich dziesięć. Ale jednak zawsze ma.

35.

Andrea Morassi wyskakał szczególny jubileusz. Po raz pięćdziesiąty nie dostał się do konkursu głównego. Tego chyba nie osiągnął dotąd nikt.

36.

Lista tych (znanych i mniej lub bardziej uznanych), którzy w Lillehammer dwukrotnie nie dostali się do konkursu: Janda, Morassi, Descombes, Damjan. I to jest ten najbardziej pozytywny aspekt lillehammerowego weekendu. Bo przecież wśród tych największych przegranych nie ma w ogóle Polaków. I to cieszy, prawda?

To by było na tyle. Przy okazji zapraszam na moje blogi.
Jeden na salonie 24 (marcopolo.salon24.pl), drugi na Onecie (harem48.blog.onet.pl). Ostatnio się trochę na nich dubluję, ale obiecuję poprawę.

* - post scriptum: W trakcie zawodów organizatorzy mieli problemy techniczne, co było widać choćby na przykładzie not za styl. Sporo po zakończeniu konkursu (i trochę mniej, ale jednak, po napisaniu powyższego tekstu) nastąpiła korekta wyników - Jurijowi Tepesowi dopisano dwa punkty do łącznej noty, w związku z czym awansował on z dziewiątego na na siódme miejsce. Tym samym Jaka Hvala spadł z siódmego na ósme, a Peter Prevc - z ósmego na dziewiąte.